Początek

Było gorące, duszne, letnie popołudnie. Weszliśmy na duży plac pełen ludzi. Dookoła było tłoczno i głośno, z ziemi unosił się kurz. Znajdowaliśmy się na targu. Nie był to jednak zwykły targ. Nie sprzedawano tutaj warzyw, ani owoców, nie sprzedawano starych rupieci, ani drogocennych pamiątek. Sprzedawano ludzi. 

Szliśmy powoli, przyglądając się niewolnikom stojącym w grupach, z których każda miała osobnego właściciela. Widzieliśmy związanych dorosłych mężczyzn i zupełnie młodych chłopców. Widzieliśmy wychudzone i zrezygnowane kobiety, a przy nich nieraz przerażone i zapłakane dzieci. Poza niewolnikami i ich właścicielami widać było bogate pary, podobne do naszej, które szukały na targu wśród mężczyzn zwykle osób do pracy na roli, a wśród kobiet sprzątaczek, nianiek, kucharek, a nieraz również seksualnych niewolnic. Jeśli kupisz jakąś osobę, staje się ona twoją własnością, możesz z nią zrobić wszystko – nawet zabić.   

Szłam niepewnie, kurczowo trzymając się ciebie za ramię. Podtrzymywałeś mnie i próbowałeś dodać otuchy. Razem powoli brnęliśmy przez tłum. Było bardzo głośno. Słychać było krzyki rozjuszonych mężczyzn, płacz dzieci, rozdzielanych od matek, które będąc wykupione, często nie mogły zatrzymać przy sobie swoich pociech. Nagle usłyszeliśmy coś, co szczególnie zwróciło naszą uwagę.

- Ja ci pokarzę, smarkulo! Zatłukę cię na śmierci i nikt mi w tym nie przeszkodzi, nikt ci nie pomoże! – krzyczał jakiś gruby wysoki groźnie wyglądający mężczyzna w różowej przepoconej koszuli, ciągnąc po ziemi za włosy nastolatkę.

Dziewczyna wiła się, błagała o pomoc, krzyczała. Nikt jednak nie reagował. Facet trzymał w ręce długi drewniany kij. W pewnym momencie, gdy zapewne uznał już, że odciągnął ją w dobre do tego miejsce, zaczął ją nim okładać po całym ciele – plecach, pupie, udach, a nawet głowie. Z całej siły. Zupełnie nad sobą nie panował. Bita dziewczynka wyła z bólu i próbowała wyrwać się swojemu oprawcy. 

Przez chwilę patrzyłam na to jak sparaliżowana. W końcu ocknęłam się i energicznie ruszyłam w tamtym kierunku. Próbowałeś mnie zatrzymać, ale wyrwałam ci się i doszłam do właściciela dziewczyny, który w dalszym ciągu lał ją kijem. 

- Stop! Proszę, niech pan przestanie! Pan ją zabije.. – krzyknęłam, nie bardzo wierząc w to, że mnie posłucha.

Mężczyzna jednak spojrzał na mnie i przestał bić dziewczynkę. Zapewne gównie przez lekki szok, że ktoś odważył się spróbować go powstrzymać, a nie ze względu na to, że naprawdę chciał mnie posłuchać.

- Tak, proszę pani, mam zamiar zabić tą wstrętną dziewuchę. – powiedział szorstkim zachrypniętym głosem, w którym słychać było wściekłość.

Znów zaczął bić dziewczynę, która była już cała posiniaczona i ledwo żywa. Podszedłeś do nas chcąc odciągnąć mnie stamtąd. Próbowałam odepchnąć ciebie po raz drugi. Tym razem nie pozwoliłeś mi na to. Przyciągnąłeś do siebie, mocno przytuliłeś i zasłoniłeś oczy. Słyszałam krzyki okładanej dziewczynki, jej płacz. Ja sama zaczęłam płakać.

- Konradzie pomóżmy jej. Ten potwór zakatuje ją.. Nie możemy pozwolić, żeby ją zabił. Proszę… – mówiłam do ciebie łamiącym się głosem.

 - Co panu po tym, że ją pan zabije? Nie lepiej ją sprzedać? – powiedziałeś głośno, ukrywając złość, a nawet lekko się uśmiechając.

- Nikt takiej nie kupi. Jest krnąbrna, nieposłuszna, niewychowana i zupełnie bezwartościowa – wysyczał przez zęby facet, znów przerywając bicie.

- Ja ją kupię. 

Właściciel dziewczyn spojrzał na ciebie zdziwiony. Jego twarz w jednej chwili złagodniała. Uśmiechnął się.
- Dobrze, 10 rubli.

Nie wycenił jej zbyt drogo. Za pewne jednak uznał, że w takim stanie w jakim jest teraz, nie jest więcej warta. Nie chciał stracić klienta, a nie miał już ochoty się targować. 

- Zgoda – powiedziałeś, wręczając mu pieniądze.

Właściciel zamachnął się na dziewczynę, która skuliła się przerażona. Nie uderzył jej jednak, tylko zadowolony odrzucił kij na bok i wrócił do reszty swoich niewolników. Podbiegłam do zbitej dziewczynki. Leżała na ziemi i cicho płakała z bólu.

- Już dobrze kochanie. Już jesteś bezpieczna – przykucnęłam przy niej i zaczęłam delikatnie głaskać.

Podszedłeś do nas i wziąłeś ją na ostrożnie na ręce, tak żeby nie dotknąć, żadnego czułego miejsca. Postanowiliśmy już wracać. Dopiero idąc przez tłum zauważyliśmy, że wszyscy na nas patrzą z wielkim zdumieniem. Ogromna masa ludzi rozstępowała się przed nami. Wszyscy szeptali między sobą. Wreszcie doszliśmy do naszego pojazdu. Szofer otworzył nam drzwi, a następnie wrócił na swoje miejsce. Odjechaliśmy z targu niewolników.

Oddałeś mi dziewczynę na ręce. Trzymałam ją delikatnie, głaskałam, tuliłam. Wydawało się, że momentami traci świadomość. Potem znów otwierała swoje wielkie brązowe oczy i patrzyła się na nas niepewnie. Podtrzymywałam jej głowę. Ty na swoich kolanach miałeś jej brudne od ziemi, pocięte przez małe kamyczki, bose stópki. Były małe i drobne. Głaskałeś je delikatnie. 
Przez jakiś czas jechaliśmy w milczeniu, wciąż jeszcze pozostając w lekkim szoku. 

- Czy wszystko będzie z nią dobrze? – odezwałam się w końcu.

- O ile nie dostała zbyt mocno w głowę, powinna z tego wyjść cała i zdrowa. – powiedziałeś, uśmiechając się i próbując mnie uspokoić. – Weroniczko, moja kochana. Nie bój się. Widać po niej, że jest silna. Poradzi sobie.

Dziewczynka ponownie otworzyła oczy i spojrzała na mnie.

- Jak ci na imię, skarbie? 
- Maja. 

Komentarze

  1. Muszę przyznać, że masz dosyć oryginalny pomysł na tę historię, pierwszy raz się spotykam z opowiadaniem, w którym to para kupuje niewolnicę.
    Tylko cóż, z wykonaniem już troszkę gorzej.

    "O ile nie dostała zbyt mocno w głowę, powinna z tego wyjść cała i zdrowa."
    Nie, nie, nie. Po takim okładaniu kijem po całym ciele nie wystarczy, że z głową wszystko w porządku, chociaż i to wątpliwe. Równie dobrze mogło dojść do pęknięcia żeber i uszkodzenia narządów wewnętrznych, co wymaga wizyty w szpitalu.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Pierwsza wspólna kara

Pierwsza kara Majki